Pielęgnacja bez kosmetyków
Muszę przyznać, że na przeglądaniu kosmetyków i czytaniu o ich działaniu, składnikach oraz o opiniach na ich temat, spędzam zatrważającą (dla niektórych) ilość czasu. Potem, kiedy przychodzi odpowiedni czas, jestem przygotowana i z gotową, przeanalizowaną listą mogę przystąpić do zakupów. Wiadomo jak to wychodzi - czasem trafię na perełkę, czasem na totalną katastrofę (problem w tym, że więcej zalicza się do tej drugiej kategorii, ale świadoma pielęgnacja to dosyć świeże pojęcie dla mojej kosmetyczki).
Jak możecie się domyślić - należę do grupy, która faktycznie płaci, ale niekoniecznie otrzymuje w zamian ładną cerę. Zmiana kosmetyków i czytanie ich składów miało wpływ na to, jak teraz wygląda moja twarz (a wygląda najlepiej w moim życiu, chociaż do ideału zawsze będzie daleko). Jednak chciałabym Wam dzisiaj przedstawić pięć sposobów, które przetestowałam w trakcie ostatnich miesięcy. Wprowadzałam je powoli i nie wszystkie na raz, dlatego myślę, że właśnie te pięć punktów trochę pomogło mi dojść do takiego stanu rzeczy, jaki jest.
Chcę zaznaczyć, że to wcale nie muszą być odkrywcze rzeczy. Część z nich znałam już wcześniej, ale nie praktykowałam, a potem coś mnie podkusiło i... okazało się, że to faktycznie działa. Ten tekst jest po to, żeby może zmotywować niektórych z Was. Plusem jest to, że w to wszystko wcale nie trzeba wkładać aż tyle wysiłku.
1. Oddzielny ręcznik do twarzy
To był mój pierwszy krok, który popełniłam, kiedy stałam się bardziej świadoma pielęgnacji. Kiedyś używałam jednego ręcznika do wytarcia twarzy, ciała i zawinięcia włosów w turban po umyciu. Teoretycznie po umyciu jesteśmy czyści, ale i tak bym nie ryzykowała z przenoszeniem bakterii, które na pewno gdzieś tam są, z ciałka na twarz. Co w sytuacji, kiedy nie spłuczemy dobrze szamponu czy żelu pod prysznic i potem wcieramy to w twarz? Jeszcze kiedy korzystamy z ręcznika pierwszy raz, ale w sumie kto z Was codziennie wrzuca ręcznik do prania? Zanim ręcznik wyschnie (w wilgotnej łazience, załóżmy że też po turbanie na mokrych włosach) minie sporo czasu. Zawsze potem mam wrażenie, że dorzucam dodatkowych wrogów na swoją skórę.No i pamiętajcie też, żeby zmieniać ręczniki co najmniej raz w tygodniu. To chyba optymalna opcja, bo jednak im częściej, tym więcej prania, a im więcej prania tym więcej energii, chemii i ręczniki się w końcu niszczą.
2. Masaż twarzy - najlepiej podczas mycia
O, to jest bardzo przyjemny punkt, ale też najtrudniej było mi go wdrożyć w życie. Na początku próbowałam robić ten koreański masaż z olejami, ale w trakcie byłam rozproszona i za każdym razem musiałam odpalać YouTube, bo nie pamiętałam kolejności i wszystkich kroków i stron i w ogóle wszystkiego, więc z jakiejkolwiek przyjemności i relaksu nici. Dużo później natknęłam się na ten filmik o masażu wałkiem jadeitowym i zrozumiałam już w którą stronę powinnam masować, a dobranie odpowiednich ruchów było już moją indywidualną fanaberią. I nie, nie potrzebuję do tego żadnych narzędzi, moje ręce całkowicie mi wystarczają.Dlaczego podczas mycia? Bo za szybko myjemy twarz! Żel/pianka/cokolwiek innego nie ma czasu zadziałać tak, jak powinno. Także masaż w trakcie tego kroku jest po prostu przyjemny i pożyteczny.
3. Stop wacikom
Mój wróg numer jeden. Zarówno pod względem wpływu na moją cerę, ale też przez to, że są jednorazowe i zwiększają ilość "produkowanych" przeze mnie śmieci. Żeby walczyć z tym chlorem, który bieli te jednorazowe, można przejść na te z mikrofibry, bawełny czy nawet z bambusa. To mnie jednak nie przekonało, a tak się składa, że na rynku mamy mnóstwo kosmetyków, do których użytkowania potrzebujemy jedynie... rąk. Jak to powiedziała Hailey Baldwin w Beauty Secrets (przyjemna seria Vogue na YT do oglądania w trakcie wstawiania naczyń do zmywarki):
"Używam moich rąk, bo wiem gdzie były".
4. Peeling ust szczoteczką do zębów
No i znowu ta zmywarka, bo pomysł podsunęła Josephine Skriver, też w Beauty Secrets. Na początku jakoś mnie to nie przekonało, bo mam peeling do ust, który całkiem fajnie działa. Potem ruszyła moja machina zielonego myślenia i doszłam do wniosku, że skoro i tak kupuję szczoteczkę, którą myję zęby i potem wyrzucam ją produkując kolejny śmieć, to czemu nie przedłużyć jej życia chociaż o trochę i zaoszczędzić te kilka groszy na peelingu? Fakt, korzystam z bambusowej (która swoją drogą jest super i też wygląda super), ale to dalej kolejny pasażer w drodze na wysypisko (chyba, że kompostujesz, wtedy szacun).Ważne jest, żeby szczoteczkę po tych 2-3 miesiącach wyparzyć. Potem możecie już szorować do woli, chociaż polecam zmianę przy najbliższej zmianie tej do zębów.
No dobra, nagadałam się o szczoteczce, ale o działaniu ani słowa. Zrobiłam "szorowanie" na wieczór. Pierwsze wrażenia - to zbyt nieprzyjemne uczucie i jednak wolę mój cukrowy peeling. Rano obudziłam się z nowymi ustami. Nie była to Kylie Jenner, ale moje usta były najlepszą wersją siebie (szkoda, że jak na razie znalazłam tylko przepis na taką wersję do ust). Kolejne razy już nie były takie nieprzyjemne, a efekt zawsze bardzo zadowalający.
5. Woda z cytryną
To chyba najmniej odkrywczy punkt w całym zestawieniu. No przecież wszyscy wiemy, że cytryna ma dużo cudownych właściwości. Mi chodzi konkretnie o oczyszczenie. To był całkowicie nieświadomy eksperyment. Założyliśmy w domu filtr osmozowy, ale woda była niedobra. Uparcie dążyłam do niekorzystania z wody butelkowanej, więc do gorzkiej wody wyciskałam 1/4 cytryny. I tak przez dwa tygodnie, akurat udało mi się wypijać w ciągu dnia mniej więcej tyle, ile powinnam. W pewnym momencie zobaczyłam, że cera bardzo mi się poprawiła. Potem działo się sporo rzeczy i odeszłam chwilowo od tej cytrynowej kuracji, ale na pewno wrócę do tego sposobu, kiedy moje dni będą miały mniej rozchwiany harmonogram.Przez te dwa tygodnie nie wypiłam ani jednej szklanki czystej wody, zawsze ta 1/4 cytryny. Warto jednak robić sobie przerwy i traktować to bardziej jako kurację, bo cytryna podobno potrafi zniszczyć szkliwo nazębne, a przecież ładne zęby to jeden z głównych elementów dobrego wyglądu.
PS filtr się już "przepłukał" i woda jest bardzo dobra.
Jak na razie zdążyłam przetestować na własnej skórze te pięć sposobów na ładniejszą cerę i jednocześnie na lepsze samopoczucie. Miałam jeszcze kilka innych punktów, o których chciałam napisać, ale były jednak za bardzo uzależnione od korzystania z kosmetyków.
Pamiętajcie, że zmiany nie zajdą w ciągu tygodnia czy nawet dwóch (chociaż woda z cytryną zadziałała dużo szybciej niż pozostałe propozycje) i w przypadku pielęgnacji wszystko wymaga cierpliwości i systematyczności.
Podzielcie się swoimi asami, które wyciągacie z rękawów, jeśli chodzi o dbanie o buzię czy nawet o całe ciało lub samopoczucie. Jestem otwarta na nowe "eksperymenty"!
Komentarze
Prześlij komentarz